Uzbrojona w nożyczki pomaszerowałam z zapałem (i desperacją) w stronę kurnika już o 6:05. Połowę nocy śniłam o zadbanych grządkach, wschodzących sałatach i koperku, o porządnie rozsypanej korze pod drzewkami, co mnie idealnie zmotywowało.
Wiedziałam, że gdy kury już wyjdą z kurnika, nie uda mi się ich wyłapać. Mało tego! Nie uda mi się ich rozróżnić i będę łapała wciąż jedną i tę samą!
Otworzyłam zatem drzwiczki kurnika i jedna po drugiej ciach! Trwało to PÓŁTOREJ GODZINY ponieważ te france nie chciały wyjść! Zaparłam się, czekałam cierpliwie, motywację miałam silną.
Wiem jedno, żaden ze mnie drapieżnik, takie stanie z bezruchu w pełnej gotowości bardzo mnie irytowało. Tyle czasu! Mogłam wziąć szydełko i udziergać parę rządków :-D
Teraz podglądam co chwila czy nie łażą po podwórku i boję się, czy nie przedwcześnie się cieszę. Na razie jest spokój :-)
Podcięcie skrzydeł niesie ze sobą jednak jedno zagrożenie - w przypadku ataku z powietrza czy ziemi kura nie ma jak skutecznie uciekać...
EDIT godzinę później:
kury penetrują mój warzywnik !!!!
Udanej niedzieli!
EDIT dzień później:
jeszcze nieco podcięłam skrzydła, jest poprawa. Ale jeszcze nie ma ideału.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Będzie mi miło, gdy zostawisz po sobie ślad postaci komentarza :-)