Otrzymałam radę, aby naukę przędzenia odbywać nie na wełnie, bo żal zmarnować, lecz na... wacie :-) Nigdy bym się nie spodziewała, że watę można użyć właśnie w tym celu!
Kupiłam zatem w Rossmanie watę wiskozową i pół soboty przędłam z niej nić. Wychodziło różnie, raz równo, raz mniej, typowy yarn art :-)
Uprzędłam dwie szpulki, z których potem, po zmianie szpuli przy moim kołowrotku na jumbo, uprzędłam tzw. 2ply czyli dubel.
Kolejne pół soboty usuwałam z siebie i zewsząd wszechobecne kłaczki. Były dosłownie wszędzie, w moim gardle i nosie, we włosach i na ubraniach, na wszystkich powierzchniach w pokoju. Poważnie zastanawiam się nad przędzeniem w maseczce przeciwpyłowej, by nie nabawić się jakiejś alergii. Ryzyko przy długotrwałym narażeniu na alergen istnieje. Nie widziałam wprawdzie nigdy, by ktoś prządł w maseczce, być może będę pierwsza :-)
Ogromną radość mi sprawiło, gdy wyczułam w czym jest rzecz. By nie walczyć z kołowrotkiem i z czesanką, by pozwolić im się pokierować. Właśnie wtedy nić była najładniejsza, najbardziej równa.
Po zdublowaniu powstałej wacianej włóczki zmierzyłam ją na wykonanym przez Marcina motowidle. Tak byłam przejęta tym, że uprzędłam sama tyle nici, że zapomniałam do ilu doliczyłam :-)
Motowidła mam dwa, w dwóch rozmiarach. Ich wielkość jest bardzo wygodna i nie męczy ręki podczas nawijania. Są też w miarę lekkie, więc nawet duża ilość włóczki nie męczy ręki.
Nić zwinęłam w precelek. Nie jest może piękny, nie jest idealny, ale jest MÓJ ;-)
Gotowy wyrób oczywiście nie jest do noszenia gdyż skrzypi, jak to wata.
świetny wyrób :D
OdpowiedzUsuńTen mega drogi bambus też skrzypi kochana :P I w ogóle wiskozy, tencele, soje i tym podobne celulozowe wynalazki z zagranicznych sklepów dla prządek również :P Taka specyfika tego włókna ;) Po praniu mieknie i robi się przyjemny za to :)
OdpowiedzUsuńTego nie wiedziałam! Uczymy się przez całe życie :-)
Usuń